Inga Sobieska
Pocztówki z chwilowego świata - Andaluzja
Oto i ona - Andaluzja - w pełnej odsłonie, nareszcie jest! Po cyklu malarskim „Zasłonili mi niebo... i co Pan na to, Panie Mondrian” - gdzie forma wypływająca z destrukcyjnych przeżyć została uwięziona w matni figur geometrycznych, przyszedł czas na feerię barw i wyobrażeń, na dziecięcą swobodę, na radość, przyszedł czas na fiestę! Dojrzałym latem słońce na południu Hiszpanii wstaje późno. Praktycznie do 10 rano panuje półmrok. Dla osób lubiących wstawać wcześnie, (to właśnie ja) mogą to być dość nieprzyjazne okoliczności, jednak jest to przecież Costa del Sol więc wielogodzinna obecność słonecznego światła w ciągu dnia wynagradza po wielokroć tę poranną nieśpieszność.

Niniejsza kolekcja nie jest chronologiczną relacją z podróży, jest raczej kalejdoskopem wspomnień, kolażem przeżytych chwil, smaków i zapachów, mieszanką wrażeń na tle krajobrazów południa. Jest to też epicka opowieść o dziewczynie, której już nie ma, która będąc w permanentnym stanie autokontroli (forma, forma ponad wszystko!) potrafiła np. przechodzić całe lato na 13 centymetrowych obcasach, Ona nadal mieszka we mnie ale już jej narracja nie jest dominująca, dzisiaj głos ma inna kobieta.

Obrazy tej serii można podzielić na kilka części, według różnych kryteriów. Pierwszy nasuwa się podział barwny, na krzywej ciepło-zimno. Tam gdzie kolorystyka jest żywa i jasna, gdzie dominują oranże, róże, żółcie - odzwierciedlające czystą radość, upojenie upalnym popołudniem, zmysłowość dojrzałych owoców, wakacyjną aktywację wiadomego duetu neuroprzekaźników - to część, do której przypisany jest bardzo wyraźny (czasem dosłowny) pierwiastek cielesny. Jest też kilka płócien chłodnych, wieczornych, melancholijnych, reprezentujących komponent duchowy. Drugi podział wynika z formy abstrakcja = realizm, choć jest to bardziej realizm magiczny niż ujęcie rzeczywistości 1:1, to jednak sceneria jest autentyczna, czasem zabawnie pomieszana lub wplątana w potencjalną sytuację. Ujęcia abstrakcyjne też mają źródło w rzeczywistości, przepuszczone jedynie zostały przez filtr emocjonalny, zmiksowane przez wyobraźnię lub opatrzone komentarzem intelektualnym. Wystarczy dobrze się przyjrzeć aby odczytać znaczenie - wszystkie obrazy są o czymś. Poza tym, formalnie mają jedną dominującą cechę wspólną. Są tak skonstruowane aby każdy mógł być reprezentatywny dla całej serii w sposób „marketingowy” tzn. aby każdy obraz mógł być np. kartką z kalendarza, plakatem reklamowym, lub tytułową pocztówką właśnie. Natomiast powiększenie, wyolbrzymienie (często z popartowym przymrużeniem oka), symbol, skrót myślowy = to są moje znaki rozpoznawcze. Zatem - pionowe, poziome i diagonalne linie, obecne na prawie wszystkich płótnach cyklu, mają też symboliczne znaczenie. Są wypadkową trzech składowych - wszechobecnych promieni słonecznych, najbardziej wyświechtanego nadmorskiego motywu dekoracyjnego (leżaki, parasole, markizy) oraz pasków na swetrze Pabla. Czasem występują jako tło, przenośnia a niekiedy pojawiają się w formie realnej struktury, choćby w stroju Picassa właśnie. Duch Picassa (najsłynniejszego obywatela Malagi) gości w tej serii na wielu płótnach = ujawnia się pod postacią kompozycji, koloru, artefaktów, czasem jako anegdota lub sztafaż.

Na koniec słowo o kadrach, ostatnie lecz prymarne. Wszyscy robimy zdjęcia podczas wakacji, odbitki to naturalna krynica z której potem, przez lata czerpiemy pożywkę dla naszych zacierających się wspomnień. W moim andaluzyjskim cyklu szczegóły ze zrobionych wówczas zdjęć przeplatają z fragmentami fotografii dwóch słynnych Robertów - Doisneau i Capy. Całemu cyklowi zresztą przyświeca bressonowska koncepcja l'instant decisif (decydującego momentu). Zdawać by się mogło, że możliwa do uchwycenia tylko w fotografii (przez błyskawiczne naciśnięcie migawki) - jednak setki dzieł malarskich - że wymienię tylko kilku mistrzów w tej materii jak Winslow Homer, Edward Hopper, David Hockney również Toulouse-Lautrec czy Degas - przeczą temu skutecznie a najpiękniej... i ja pokusiłam się zatrzymać chwilę na płótnie. Cała andaluzyjska seria jest hołdem złożonym chwili. Carpe diem!